Pewna modelka ukształtowała na całe dekady nie tylko to, jak drukujemy zdjęcia, lecz również jak zapisujemy je w wersji cyfrowej. Jej historia ma nie tylko Playboya i rozkładówkę w boa w tle, ale też historię o tym, jak dawne klisze fotograficzne ignorowały osoby czarnoskóre.
Jak wydrukować żółte żonkile ze zdjęcia
Historię o modelce muszę zacząć od odrobiny teorii dotyczącej wywoływania zdjęć. Zanim wywołasz swoje zdjęcia, lab fotograficzny musi przygotować sprzęt do „drukowania” zdjęć. Ważne jest przecież, żeby żółty żonkil z negatywu albo karty SD był żółty na odbitce, a nie na przykład pomarańczowy. Taki proces nazywa się kalibracją.
Shirley cards
W trakcie ogromnego boomu na zdjęcia w Stanach Zjednoczonych firma Kodak świetnie wymyśliła swój proces sprzedażowy. Nie tylko zachęcali do robienia zdjęć i sprzedali negatywy, ale i sprzęt do wywoływania fotografii.
Kodakowi zależało, żeby sprzęt był skalibrowany, więc dostarczał labom specjalne karty referencyjne zwane „Shirley Cards”. Pierwsza z takich kart miała kilka próbek kolorów i zdjęcie białej pracownicy Kodaka – Shirley Page. Pracownik labu wywoływał testowy negatyw i kalibrował maszynę tak długo, aż odbitka, którą otrzymał, odpowiadała karcie referencyjnej. Czyli aż żonkile były żonkilami, a nie makami.
Białe Shirley
Z czasem Kodak zaczął umieszczać na kartach inne kobiety, nie tylko Shirley Page, ale nazwa „Shirley Card” pozostała. Wszystkie te nowe Shirley miały wspólną cechę: wszystkie były białe, co oznaczało, że drukarki zdjęć były zawsze najlepiej skalibrowane pod zdjęcia osób z białą skórą. Do kwestii koloru skóry na zdjęciach wracam w tym artykule.
Młoda Lena Forsén
Kodak opanował Stany, więc „Shirley Cards” na wiele lat ukształtowały branżę wywoływania zdjęć. Na jednej z tych kart była Lena Forsén. Pracownica Kodaka, która zapozowała do zdjęcia, i na karcie referencyjnej została rozesłana po całym kraju jako „Shirley”.
A co ma do tego Playboy?
Zanim została pracownicą Kodaka, Lena Forsén zapozowała do Playboya jako Lenna Sjööblom. Ubrana w kapelusz z piórami, buty, pończochy i różowe boa została miss listopada. I tu wkracza nieprawdopodobny zbieg okoliczności.
W tym samym czasie na University of Southern California grupa naukowców szukała idealnego błyszczącego zdjęcia, najlepiej z ludzką twarzą, które posłuży im za wzór do testowania nowego algorytmu kompresowania dużych plików cyfrowych do mniejszych. Dzięki tym testom powstał standard plików JPEG – bez którego trudno wyobrazić sobie internet, a którym stoi cały Facebook i Instagram.
No więc jeden z naukowców przyniósł do pracy ze sobą aktualny numer Playboya. Tego Playboya z Leną Forsén na rozkładówce.
Naga kobieta w boa zostaje matką fotografii cyfrowej
Panowie znudzeni zdjęciami, z którymi mieli do czynienia w pracy nad JPEGami, uznali, że zdjęcie Leny z Playboya będzie idealne. Oderwali gołą pupę Leny, a reszty zdjęcia użyli do testów. Tym samym nieświadoma Lena na kilka dekad ukształtowała świat fotografii cyfrowej i analogowej. Panowie z University of Southern California twierdzili, ze zdjęcie nadawało się idealnie – była na nim ludzka twarz, miało złożoną gamę kolorów i tekstur.
Powstały o niej artykuły i nawet film, a sama Lena, zmęczona popularnością i wszechobecnością swojego zdjęcia, mówi „Już dawno odeszłam na emeryturę. Czas, by mój wizerunek również na nią odszedł”.
Pracując nad tym tekstem trafiłam też na informację o tym, jak negatyw fotograficzny częściowo ignorował osoby czarnoskóre. I jak reklama czekolady dopiero to zmieniła. Zachęcam Cię do przeczytania!